Siedziałem na ziemi opierając się o ścianę. Która była godzina? Dziś poniedziałek, nie mylę się? Nie miałem dziś występować, tak? To wyjaśnia czemu nikt tu nie przyszedł. Prawie nikt. W końcu nie można zapominać o Mangle, która praktycznie zawsze dotrzymywała mi towarzystwa. Bacznie wodziłem wzrokiem po pomieszczeniu. Piracka Zatoka...Nie lubię tej nazwy. To miejsce nazwałbym jaskinią. Prate Cove. Dawniej zapewne należałoby do starego Foxy'ego, który jednak został zastąpiony nowszą, humanoidalną, myślącą wersją-mną. Co prawda to nie tak że tamte animatroniki nie mają własnej świadomości. Czasem zachowują się jak..."Opętane". To...Dziwne. Gdyby nie to nigdy nie wystąpiło by TAMTO wydarzenie w 1987. Nie lubie o tym myśleć. Jakby się zastanowić to swego rodzaju temat tabu. Nikt o nim nie mówi, zupełnie jakby nie istniał, jednak tak wiele zmienia. Całkowicie wyklucza mnie z tamtej "radosnej zgrai". Oczywiście nie przeszkadza mi to, rozumiem ich odrzucanie mnie. W końcu to Foxy, ten agresywny, zły pirat krzywdzący dzieci. Co z tego, że jestem nową, całkiem odmienną wersją? Mimo tego nie czuje urazy. Tak czy siak można powiedzieć, iż ich lubię. Po raz setny przeskanowałem wzrokiem dobrze znaną mi Piracką Jaskinie. Nie było tu nic szczególnego. Odróżniała się jedynie fioletowa zasłona, cała pokryta białymi gwiazdami, przewieziona tu jeszcze ze stare lokalu oraz jedna ze ścian, obwieszona hakami, w które mógłbym wlepiać wzrok godzinami. To właśnie swego rodzaju dom. Mój dom. Naprawdę przytulny i...Osamotniony. Usłyszałem jakiś hałas. Odsunąłem zasłonkę i opuściłem miejsce swojego pobytu. Skierowałem się w stronę źródła dźwięku. Wszędzie było ciemno. Domyślić się więc można było, że lokal jest zamknięty i mamy coś po północy. Dotarłem do zachodniego holu. Spojrzałem na starą szafę. Ten krzyk...Ktoś zamknął tam starą wersję Bonniego? Czy może nieumyślnie sam tam wszedł? Cóż, na pewno musiał być jakiś powód. Póki nic takiego mu się nie dzieje...Usłyszałem jakieś głosy. Z lekko znudzoną miną znów ruszyłem aby to sprawdzić. Doszedłem do drzwi. Zauważyłem na nich napis "Office". Były otworzone. Kogo dostrzegłem? Oczywiście jeśli ktoś może chodzić gdzieś w nocy bez celu to musi być to Bonnie...I ktoś jeszcze? Dziewczyna miała wilcze uszy oraz ogon. Czyżby w naszym gronie był ktoś nowy? No proszę...Przez chwile wpatrywałem się w nią bez słowa. Wtedy Bonnie odwrócił się i mnie zauważył.
- Hejo~! To jest Hare, moja siostrzyczka~!-powiedział. Kiwnąłem zrozumiale głową. Nie widziałem potrzeby aby cokolwiek dopowiadać. Oparłem się o ścianę. Jakby się zastanowić Bonnie tak samo jak Mangle zwykle nie przejmował się tym, że jestem...No..."Foxy'm". Czy był sens tu zostawać? Dowiedziałem się czego chciałem. Miałem zamiar ruszyć ku wyjściu. Wtedy jednak usłyszałem cichy głos.
-Etto...-wypowiedział ktoś cicho. Dopiero teraz zauważyłem dziewczynę która zajmowała miejsce przy biurku. Była niska, jej włosy były ciemne i wyglądała...Zwyczajnie. Zauważyłem, że przypiętą miała plakietkę z napisem "Seciurity". W dodatku uniform która na sobie miała był zdecydowanie za duży. Kobieta pracująca w takim miejscu to zaskoczenie...
-O co chodzi?-zapytała pogodnie...Hare, tak? Tak. Dziewczyna spojrzała na nas, a następnie spuściła wzrok. Wyglądała na przerażoną. No oczywiście, ciekawe co jej powiedzieli? "Łatwa praca, wystarczy pilnować animatroników które i tak nic nie robią"? Szkoda, że nie wspomnieli o starych, ożywających wersjach. Już zaczynam jej współczuć...
Więc? Strażniku nocny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz