Po raz kolejny wezwano mnie do tego lokalu. Wróciłam to pomimo tego co działo się wcześniejszej nocy. Chciałam po prostu wszystko wyjaśnić. Nie pisałam się na coś takiego. Miałam jedynie pilnować lokalu, nie umierać na zawał przez jakieś roboty. Biorąc wdech weszłam przez drzwi restauracji. Na szczęście dziś nie było tu żadnych dzieci. Nienawidziłam ich, ale co poradzić. To jedyna praca teraz dostępna...Od razu próbowałam znaleźć wzrokiem właściciela. Nie było to trudne. Pewnym krokiem podeszła do drzwi jego biura i zapukałam w nie. Po chwili usłyszałam pozwolenie na wejście. Pociągnęłam za klamkę i wkroczyłam do pomieszczenia. Zaciągnęłam rękawy luźnego swetra na dłonie, które skrzyżowałam na klatce piersiowej wbijając w mojego szefa zirytowany wzrok. To co się działo nie było normalne! Jak mogli o czymś takim nie mówić!?
- Witam, panno Whitman. Coś się stało? - spytał jak gdyby nic. Naprawdę? Nie domyślał się o co takiego mogło mi chodzić. Przewróciłam oczami jednak szybko wróciłam wzrokiem do jego osoby. Nie miałam zamiaru odpuścić takiej sprawy.
- Coś się stało? - powtarzając prychnęłam zdenerwowana. Udaję czy naprawdę jest tak mało inteligentny? Nie powinnam myśleć tak o starszych osobach, w dodatku moim szefie? Teraz mnie to nie obchodziło - Dlaczego nie wiedziałam że stare wersje animatroników są tu i się uaktywniają!? W dodatku nie wiem co jest z nimi nie tak, ale ich zachowanie nie było normalne! Nie wspomnę o tym, że humanoidalne roboty też nie powinny raczej zbliżać się do biura strażnika! Co jest z nimi nie tak!? - wykrzyczałam wszystko co mi nie pasowało. Naprawdę nie umawiałam się na taką pracę. Co prawda nie mogłam jej rzucić, ale...Sama nie wiem. Jeśli będzie mógł to jakoś logicznie wytłumaczyć powiedzmy że po problemie, jednak jeśli nic z tym nie zrobi obawiam się, że odejść będę musiała nie przez niechęć, a stan psychiki.
- No cóż, domyślałam się, że w końcu ktoś do mnie z tym przyjdzie, ale nie sądziłem, iż tak szybko. Myślałem, że zdążę przygotować do tego strażników, ale nie jestem wstanie przewidzieć zachować starych wersji, a co dopiero nowych - westchnął z lekkim smutkiem w głosie. Czyli o wszystkim świetnie wiedział!? Zacisnęłam pięści na rękawach próbując zachować w sobie choć trochę spokoju.
- Z całym szacunkiem, ale nie wpadł pan na to żeby powiadomić pracowników o tej ewentualności podczas zatrudnienia!? Nigdy nie zgodziłabym się na taką pracę! - odparłam dalej nie mając zamiaru ściszać mojego głosu. Skoro istnieją takie problemy personel powinien być poinformowany o tym w pierwszej kolejności. Jak można być tak lekkomyślnym, aby o tym nie wspomnieć!?
- No cóż, domyślałam się, że w końcu ktoś do mnie z tym przyjdzie, ale nie sądziłem, iż tak szybko. Myślałem, że zdążę przygotować do tego strażników, ale nie jestem wstanie przewidzieć zachować starych wersji, a co dopiero nowych - westchnął z lekkim smutkiem w głosie. Czyli o wszystkim świetnie wiedział!? Zacisnęłam pięści na rękawach próbując zachować w sobie choć trochę spokoju.
- Mówiłem, że humanoidalne animatroniki poruszają się w nocy, jednak nie mają żadnych złych zamiarów, więc nie trzeba było się martwić. Stare wersje nie powinny się poruszać, a nawet jeśli, to były zamknięte w specjalnej przechowywali. Nie mam pojęcia, jakim cudem wyszły - wytłumaczył wszystko. Mówił o tym? Nie mogę sobie przypomnieć. Ale naprawdę potrzebuje tej pracy. No nic...Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Nie byłam przyzwyczajona do odpuszczania, jednak gdy dorosłam zrozumiałam, że czasem jest to konieczne. Nie odpuszczę jednak tak kompletnie.
- Ugh...Jeśli obieca pan, że ma zamiar cokolwiek w tej sprawie zrobić zapomnimy o problemie, ale jeśli nic się nie zmieni odchodzę - stwierdziłam ze śmiertelną powagą. Zawsze mogę zaciągnąć się na rozdawanie jakiś ulotek. Mniej płacą, ale martwię się o zdrowie psychiczne bardziej niż o pieniądze.
- Mój syn będzie codziennie dzwonić do strażników i tłumaczyć, jak mają się zachować, więc nie musisz się martwić - odpowiedział. Dobra, mogę na to przystać. Zawsze raźniej gdy umierasz na zawał, a ktoś do ciebie dzwoni i daje ci wskazówki. Skinęłam głową i lekko uśmiechnęłam się.
- Dziękuje - odparłam jedynie i przygotowałam się do wyjścia. Zatrzymałam się jednak w progu drzwi i odwróciłam na chwilę głowę - A i przepraszam za moje wybuchnięcie - dodałam uważając to za stosowane zachowanie w zaistniałej sytuacji. Jakby się zastanowić nigdy nie panowałam nad emocjami więc gdy byłam zła nie potrafiłam przestać gadać.
- Nic się nie stało - odparł, a ja w końcu opuściłam pomieszczenie. Spostrzegłam, że w lokalu zaczęło zbierać się więcej ludzi. Co takiego? Po chwili ponownie ujrzałam naszego szefa. Objaśnił, że wezwał wszystkich ponieważ ma zamiar zorganizować spotkanie integracyjne. Po tych słowach nas opuścił. No nic...Póki stare animatroniki się nie pokażą jest w porządku. Korzystając z okazji postanowiłam osobiście oglądnąć to miejsce.
*Po jakimś czasie*
Jak się okazało w lokalizacji było także parę miejsc w których nie było kamer. Nie wiedziałam jednak co się w nich znajduje - wszystkie były pozamykane. Podejrzane...Albo to ja dramatyzuje. To drugie zdarza mi się naprawdę często. Nagle nie patrząc na siebie wpadłam na kogoś. Szybko spojrzałam na ofiarę mojej niezdarności. Był to chłopak, na oko trochę młodszy ode mnie. Był ciemnym szatynem oraz posiadał fioletowe ubrania. Po chwili ciszy postanowiłam, że powinnam zrobić cokolwiek.
- Ano...Przepraszam! Nic ci nie jest? - spytałam aby upewnić się, że chłopakowi nic się nie stało. Tylko na niego wpadłam, ale nigdy nic nie wiadomo.
Vincent?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz